wystarczy

Nie przeczytam wszystkim książek
Nie wykonam wszystkich ćwiczeń
Nie dam rady być w każdym interesującym mnie miejscu

Akceptuję to, wybieram…

Mogę więc niespiesznie zanurzyć się w to co akurat się wydarza i przeżywać w pełni, wszystkimi zmysłami, bez pośpiechu…

dzieje się dokładnie tyle ile ma się dziać

(t)ego (tam)tego

Zafiksowuję się, wpadam po uszy i angażuję na maksa. To ułatwia wyrobienie nawyku i w efekcie później działa samo z minimalnym nakładem energii. Nie potrzebuję zewnętrznych motywacji, nie zmuszam się… Rozwijam się, idę do przodu, czuję, że jest dobrze. Ale jest też druga strona medalu: moje ego (które jak każde inne lubi być wyjątkowe) ma z tego pożywkę.. że ja codziennie TO, regularnie TAMTO i nieeeee nigdy w życiu TEGO nie robiłem! W którymś momencie to zauważyłem, że się TYM pompuję, że sam fakt (nie)robienia czegoś jest dla mnie źródłem zbyt wielkiej satysfakcji.

Więc teraz gdy tylko coś takiego zauważam, staram się robić coś na przekór. Codziennie robię TO? No więc dziś i jutro nie! Regularnie TAMTO – w takim razie przerwa! Nie robiłem TEGO, bo beee, fuj i nigdy w życiu – proszę bardzo – zrobione! Bo przecież ważniejsze jest to, co robię często, niż to, co od czasu do czasu 🙂