Będąc przyzwyczajony do ciągłego rozwoju, papier toaletowy myślał, że cały czas będzie nowy. Mimo, że śnieżnobiały, z każdym obrotem odsłaniał się rulonik mały, szary i niezbyt miękki. Z jego wnętrza wydobywały się jęki. Nigdy nie patrzył w tył, gdzie trafiały listki, gdy wykonały swoją jakże ważną pracę. Myślał: nic nie tracę.. z ostatnim szarpnięciem rozstał się ze swą powierzchownością, ktoś go wziął do ręki, przystawił do ust i zaryczał: muuuu!!!
…nie mógł się naoddychać. Nabierał powietrza z taką zachłannością, jakby dopiero się urodził. Najpierw brzuch wypychany przez przeponę nadymał się, a potem rozszerzała się klatka piersiowa – wszystko do granic możliwości. Powietrze smakowało jak wykwintna potrawa, którą mimo zaspokojenia głodu ciągle chce się jeść. Nie było mu jednak niedobrze, jak się dzieje w przypadku obżarstwa, no, może lekko kręciło się w głowie – to było nawet przyjemne, kolejny powód aby oddychać jeszcze, jeszcze…
Nie zauważył tego momentu, gdy stopy oderwały się od ziemi. Zwrócił na to uwagę dopiero gdy zdziwiony zobaczył dachy budynków. Nie było to jakieś niezwykłe uczucie latać – czuł po prostu niesamowitą lekkość, w sumie taką samą jak oddychając siedział w pokoju na niebieskiej kanapie. I nie bał się, że spadnie. Z uśmiechniętą ciekawością obserwował oddalającą się ziemię i wznosił się coraz wyżej i wyżej jak balon, z każdym kolejnym napełnieniem płuc.
Pstryk! Znowu siedzi na kanapie. A jednocześnie… widzi ten sam obraz co na górze, w powietrzu… dystans, przestrzeń, lekkość, spokój, ciszę…
– i to jest już wszystko? – zapytał zdziwiony – wszystko, przecież dobrze wiesz – odparł z uśmiechem – przeczuwałem to od dawna, chyba po prostu nie chciałem się z tym zgodzić, potrzebowałem mieć nadzieję, że jest coś więcej, coś, do czego trzeba dążyć, osiągać, mieć cel, po co żyć – mówił szybko i nieskładnie. Nagle umilkł. Przez chwilę panowała cisza. Rysy twarzy jakby mu zmiękły, uśmiechnął się – i co dalej? – zapytał trochę niepewnie – nic, a może raczej to samo – odwzajemnił uśmiech – dotarłeś do celu – dodał – ale… – powiedział niepewnie – ja przecież nigdzie nie byłem – wyjąkał – no właśnie – usłyszał w odpowiedzi
Otworzył oczy. Lekka mgła unosiła się nad górami. Niebo było całkiem szare, ale jemu wydawało się, że zza chmur przebyłyskują kolory tęczy. To pewnie złudzenie – pomyślał. Tak jak cała reszta dookoła – odpowiedziało echo.